Suwalskie Wieści
Próba sił
Wszystko zaczęło się przed południem 28 kwietnia.
Pięćdziesięciu rowerzystów, w tym trzech kolarzy z Francji i
dziewięcioro (dwie dziewczyny) Litwinów, zebrało się przed naszą szkołą.
Z pozoru atmosfera była rozluźniona, ale wewnątrz siebie każdy czuł
zdenerwowanie: "Czy dojadę do końca? Czy wytrzymam trudy tej wyprawy?"
Atmosferę podgrzewała obecna na miejscu telewizja oraz ważne osobistości,
wśród nich wiceprezydent miasta, Maria Lauryn. Po przemowach i pożegnaniach
wyruszyliśmy w trasę.
Pierwszy etap wiódł z Suwałk do Starego Folwarku,
szlakiem wokół jeziora Wigry (50 km), i miał swoją dramaturgię: już przed
szkołą jednemu z wycieczkowiczów pękła dętka.
Drugi dzień zapowiadał się jako bardzo ciężki.
Trasa prowadziła ze Starego Folwarku, przez przejście graniczne w Ogrodnikach,
do litewskich Druskiennik (ok. 90 km). Tutaj, na sali gimnastycznej, gdzie
nocowaliśmy, było dużo zabawy i śmiechu, między innymi z powodu
braku ciepłej wody pod prysznicami. Tutaj też, o pierwszej w nocy, odbył
się "wielki mecz": "reprezentacja Litwy", złożona z wycieczkowiczów,
grała z "reprezentacją Polski" w piłkę nożną piłką do koszykówki. Szkoda
tylko, że nie dopisali kibice (większość już spała).
Trzeci dzień minął na zwiedzaniu Druskiennik i
okolic. Jednak największe wrażenie na wszystkich wywarły piękne przełomy
Niemna. Po obejrzeniu tych cudownych miejsc wyjechaliśmy na drogę do miejscowości
Merkinie (ok. 30 km).
Czwarty etap wiódł do Alytusa. Na nim wydarzyła
się pierwsza poważniejsza kraksa. Podczas jazdy z górki upadł jeden z uczestników,
a trzech następnych przewróciło się na niego. Na szczęście nikomu nic się
nie stało. Skończyło się na kilku zadrapaniach.
Etap piąty (ok. 70 km) okazał się najtrudniejszy.
Wiódł z Alytusa do Trok. Na pofałdowanej trasie mieliśmy ciągle z górki i
pod górkę. I tak przez ponad czterdzieści kilometrów.
Ostatni dzień był najprzyjemniejszy. Trasę Troki-Wilno
(ok. 30 km) pokonaliśmy bardzo szybko, peleton jechał równo, nie rozciągał
się. Gdy dojechaliśmy do Wilna, zachwycaliśmy się jego położeniem. Miasto usytuowało
się na wzgórzach i ma bardzo dużo zieleni. Tutaj, niestety, doszło do najdramatyczniejszego
incydentu. Podczas jazdy z dużą prędkością na jednej z głównych ulic stolicy
Litwy doszło do defektu któregoś z rowerów. Jego właściciel "przejechał" kawałek
drogi na kolanach. Jadący za nim nie zdążyli wyhamować i kolejno upadali na
siebie. Było przy tym trochę krwi, pokiereszowane kolana i łokcie, jeden
uszkodzony ząb przedni i twarz odciśnięta na tylnej szybie prowadzącego
samochodu. Po opatrzeniu ran wyruszyliśmy na zwiedzanie Wilna.
Wieczorem czekał na nas autokar. W powrotnej
drodze było przyjemnie. Wszyscy opowiadali sobie o ostatnich przeżyciach
i wrażeniach. Zatrzymaliśmy się w Alytusie, aby wysadzić litewskich przyjaciół.
Pożegnaniom nie było końca.
Wszyscy uczestnicy rajdu byli z siebie dumni
dlatego, że pokonali trasę, a przede wszystkim własne słabości i niemoc
związaną z brakiem sił. Każdy zrzucił z siebie kilka kilogramów, przywiózł
zaś wspaniałe wspomnienia i nowe znajomości.
Krążą pogłoski, że szykuje się rajd dookoła
Bałtyku. Szykujcie więc swoje rowery, odkładajcie kieszonkowe i trenujcie,
trenujcie, trenujcie...
Piotr Bujanowski
Powrót - inne wieści